Czy Bartek od początku miał swój plan B…
Bartek Wojtal to trener przygotowania motorycznego, obecnie odpowiada za przygotowanie fizyczne w Skrze Bełchatów oraz reprezentacji Polski siatkarzy. Kilka miesięcy temu wraz z drużyną zdobył Wicemistrzostwo Świata. Jednak jego obecna praca to plan B, bo planem A miała być siatkówka w roli zawodnika. Jego droga do tego sukcesu nie była taka prosta, bo marzenia o zawodowym graniu, pokrzyżował mu wypadek samochodowy. W tym tragicznym wypadku zginęło dwóch zawodników, w tym jego przyjaciel. A Bartek doznał poważnego uszczerbku na zdrowiu. Z perspektywy czasu to wydarzenie okazało się szansą na rozwój drugiej ścieżki kariery, a o tym temacie przeczytasz w poprzednim artykule! Teraz zapraszam do wywiadu z Bartkiem 🙂
Jak zaczęła się Twoja przygoda ze sportem?
Do końca nie pamiętam, graliśmy w jakiś SKS-ach na terenie powiatowym. Stwierdziłem, że podoba mi się siatkówka i chciałbym spróbować pobawić się w ten sport. Pojawił się pomysł, by poszukać klubu w Częstochowie i finalnie dostałem się do klasy siatkarskiej w Gimnazjum nr 2 w Częstochowie. Przez 2 lata dojeżdżałem 40 km do szkoły, dopiero później zamieszkałem w internacie. W drugiej klasie gimnazjum rozpocząłem także swoją siatkarską przygodę w klubie Norwid Częstochowa, którą kontynuowałem jeszcze w liceum. Jednak nie miałem okazji dużo grać, dlatego na ostatni rok liceum przeniosłem się do szkoły w Warszawie i klubu Metro Warszawa.
Pamiętasz jakie były Twoje plany na życie, gdy byłeś w liceum?
Wszystko było postawione na jedną kartę – miałem zostać siatkarzem. Nie było nic poza graniem w siatkówkę, było maksymalne poświęcenie na to, by być profesjonalnym siatkarzem. Miałem świadomość, że istnieją czynniki niezależne ode mnie, które mają wpływ na profesjonalną karierę, m.in. warunki fizyczne, których nie mam za dobrych. Wiedziałem, że będzie to trudne przedrzeć się wyżej, dlatego koncentrowałem się na tym, by nadrabiać swoją fizycznością czy siłą mentalną. Dużo czytałem o tym, jak można poprawiać swoją fizyczność. Nawet robiłem jakiś program skocznościowy, co teraz z perspektywy czasu wiem, że było głupie, bo mimo iż skoczność się poprawiła, to z tego powodu pojawiły się liczne kontuzje.
Okres młodzieżowej siatkówki zakończyłeś w Warszawie i po liceum zaczął się etap zawodowego sportu…
Po liceum szukałem klubu, żeby przede wszystkim grać. W Warszawie grałem dużo i miałem przyjemność grać z dobrymi zawodnikami, którzy teraz występują w Plus Lidze. Chciałem to kontynuować. Po testach do różnych klubów zdecydowałem się iść do Karpat Krosno, bo miałem tam zapewnione granie. Dobrze się tam czułem pod względem rozwoju siatkarskiego.
Mówiąc o Krośnie, nie sposób nie pamiętać o tragicznym wypadku z 2015 roku, o którym usłyszała cała siatkarska Polska. Czy mógłbyś o tym opowiedzieć więcej?
To był luty, po treningu wracaliśmy na Śląsk, bo mieliśmy wolny weekend. Wsiedliśmy do auta. Ja miałem nie jechać tym autem, tylko pociągiem. Chłopaki nalegali, więc w ostateczności się zgodziłem. Wsiedliśmy do auta i siedziałem z boku. Na postoju zagraliśmy z Kamilem Majem w „papier kamień nożyce” o to, kto siedzi w środku. Przegrałem, ale jak się potem okazało, wygrałem życie. Między Tarnowem a Krakowem wpadliśmy w poślizg, nie pamiętam wszystkiego z tego dnia. Tylko urywki z helikoptera i szpitala. Kamil i Darek, którzy siedzieli po bokach, zginęli na miejscu.
Życie mocno wystawiło Cię na próbę. Jak powiedziałeś, wygrałeś życie, ale w wypadku zginęło dwóch Twoich kolegów – Kamil Maj i Darek Zborowski. Ty przeżyłeś, ale Twoje ciało było mocno poturbowane…
Było, w sumie dalej jest. Dzisiaj coraz bardziej odczuwam skutki, muszę planować kolejną operację. To się jeszcze nie skończyło i pewnie im starszy będę, tym bardziej będę to odczuwać. Z racji tego, że ja siedziałem w środku, a chłopaki po bokach, to oni wylecieli tylną szybą i zginęli na miejscu. Ja z racji tego, że siedziałem na środku, zablokowałem się przednimi siedzeniami. I z tego, co wiem, to udało mi się wylecieć z auta jako ostatni, ale nawet nie wiem, jak dokładnie to wyglądało. I właśnie przez to moje kolana ucierpiały. Lewe podudzie było do amputacji, bo miałem tam mocny ucisk na tętnice. Jednak lekarzom udało się uratować tę nogę. Zrobili zabieg fasciotomii, czyli przecięcia łydki, żeby uwolnić ciśnienie z jednej i drugiej strony. To był główny zabieg.
Z tym kolanem też było sporo problemów, miałem uszkodzone wszystkie więzadła, rozwalone łąkotki, pozrywane mięśnie. Dużo szpar i dziur mam po tym wszystkim. Wszyscy skupiali się na lewej nodze, potem okazało się, że w prawej też mam uszkodzone więzadło krzyżowe, poboczne i łąkotki. Teraz to skutkuje tym, że coraz bardziej uszkadzam te tkanki. Miałem też złamaną kość promieniową i blachę w środku. A oprócz tego również obrażenia głowy.
To, co przeżyłeś jest trudne do wyobrażenia. Jak wyglądało Twoje życie po wypadku?
Na początku myślałem, że wrócę do grania, jak to ja. Udało mi się dostać dobrą opiekę medyczną u lekarza Domżalskiego w Łodzi, który kilka razy przeprowadzał mi operacje. Po wielu operacjach i długiej rehabilitacji m.in. w Poznaniu, Częstochowie, Olsztynie czy w Bieruniu i okazało się, że cały czas jest duży problem w kolanie, ponieważ nie ma pełnego zgięcia. Po kilku miesiącach walki o sprawność stwierdziłem, że powrót do gry będzie trudny.
Bycie w środowisku fizjoterapeutycznym sprawiło, że zacząłem zyskiwać kontakty. Jeszcze mocniej zacząłem się interesować sprawnością i wszystkimi aspektami, które dotyczą fizyczności człowieka. Przez pół roku szukałem sposobów, żeby wrócić do zdrowia, ale do dziś nie mam pełnego zgięcia w kolanie. To był pierwszy etap po wypadku. Potem pojawił się „Plan B” i studia fizjoterapii. Wróciłem do Częstochowy. Podczas studiów cały czas się rehabilitowałem. Na studia poszedłem głównie po to, by dowiedzieć się czegoś więcej, co pomogłoby mi wrócić do sprawności. Widziałem, że dużo jest osób, które zajmują się tą dziedziną, ale nie byli w stanie mi pomóc. Dlatego sam szukałem możliwości i rozwiązania tego.
To był ten moment, kiedy postanowiłeś zakończyć karierę siatkarską?
W sumie jeszcze nie. Cały czas byłem pod kontrolą lekarza, miałem kolejny zabieg, który miał pozwolić mi na większe zgięcie w kolanie. Finalnie okazało się, że na znieczuleniu kolano można zgiąć, co było dziwne. Tkanki były poblokowane, ale to układ nerwowy z jakichś względów nie pozwalał na pełne zgięcie kolana. Miałem nad tym pracować. Ten zabieg był 1,5 roku po wypadku i ja codziennie nad tym pracowałem. Wtedy okazało się, że to pełne zgięcie będzie naprawdę trudne do poprawy mimo całej pracy, którą wykonałem. Pojawiło się wiele przemyśleń w mojej głowie. W trakcie zrobiłem też pierwsze szkolenia. Zacząłem prowadzić podopiecznych, najpierw pod kątem poprawy sylwetki. Potem pojawiły się osoby trenujące różne sporty amatorsko i zawodowo i tak zaczęła się ta przygoda.
Wróciłem też do grania na poziomie 3. ligi, po roku od wypadku, bo kolano było na tyle sprawne, by wrócić. Po tym sezonie, gdy nie awansowaliśmy do 2. ligi, stwierdziłem, że trochę szkoda mi czasu dalej się w to angażować, by wrócić na poziom 1 lub 2 ligi. Wedy podjąłem decyzje, że definitywnie kończę przygodę jako zawodnik i w wieku 20 lat powiesiłem buty na kołek ;). Poświęciłem się nauce i pracy jako trener, zarówno dla siebie, jak i innych. Dużo ludzi chciało ze mną wtedy współpracować.
Plan B przyniósł Ci więcej, niż się spodziewałeś – poznałeś wiele osób z branży, dynamicznie się to rozwinęło. Potem pojawił się projekt Volleyball Motor Skills, który cały czas rozwijasz. Odpowiadasz za przygotowanie siatkarzy w Skrze Bełchatów i w Kadrze Polski siatkarzy. Czy zakładałeś kiedyś taki scenariusz?
Może to będzie śmieszne, ale tak. Ostatnio jak jechałem do Skry, jeden z trenerów zadał mi pytanie, czy myślałem, że tu będę. Odpowiedziałem, że tak. Myślałem, że będę w Skrze i w Kadrze. Kiedyś planowałem, żeby spróbować też swoich sił w piłce nożnej, żeby zobaczyć sport z innej perspektywy. Trafiłem do Rakowa Częstochowa. Co okazało się super, bo poszerzyły mi się możliwości rozwoju jako trenera. Nie wiem, z czego to wynikało, czy to jakieś przeznaczenie, czy wewnętrzne przeczucie. Potem pojawiła się też kadra Polski siatkarzy. Czasem sobie myślę, że to wszystko wychodzi jak z rękawa, trochę z przypadku, trochę z ciężkiej pracy, ze staży i kontaktów, które zdobyłem. Jakby to było wszystko zaplanowane.
To wewnętrzne przeczucie pojawiło się, jak już zacząłeś zajmować się przygotowaniem fizycznym czy jako siatkarz?
Nie, już jako trener. Tak jak wspomniałem, jako siatkarz interesowałem się tym, bo chciałem sam sobie pomóc i być lepszym od innych. Już od gimnazjum razem z moim przyjacielem obserwowaliśmy różnych zawodników i sami chodziliśmy dużo na siłownie. Jak już stałem się trenerem i pracowałem z „normalnymi” ludźmi, to wiedziałem, że chce pracować ze sportowcami, klubami. Że jestem ambitny i chcę robić wszystko na 100%. Tak jak w sporcie. Takim, jakim chciałem być zawodnikiem, to teraz chce być takim trenerem, dawać innym tyle, ile mogę. Ten cel przyświeca mi od początku.
Po drodze było wiele różnych prac – w siatkówce, szermierce, tenisie. To pozwoliło mi spojrzeć na wiele rzeczy z różnych perspektyw. Chciałem od początku być w siatkówce, ale jak zobaczyłem, jak amatorsko wygląda siatkówka na różnych płaszczyznach, to stwierdziłem, że chce mieć trochę taki święty spokój. Mieć władzę w swoich rękach i robić co mogę.
I dlatego postanowiłeś stworzyć swoje miejsce do treningu fizycznego…
Miałem potrzebę stworzenia swojego centrum, dlatego razem z Dawidem i Dominikiem założyliśmy Body Condition Center, czyli profesjonalne studium treningowe Wtedy też odciąłem się od klubów na jakieś 3-4 lata. Jednak wciąż ktoś dzwonił, pytał o indywidualne czy grupowe współprace. Potem pojawił się pomysł Volleyball Motor Skills, żeby uświadamiać zawodnikom istotę przygotowania motorycznego. Po drodze pojawiła się opcja pracy w klubach piłkarskich, trochę przez przypadek. Spontanicznie znalazłem się w Rakowie Częstochowa. Miało być na chwilę, a zostałem trochę dłużej. Od listopada do czerwca.
Jak wspominasz to doświadczenie?
Z perspektywy czasu przyznaję, że doświadczenia z Rakowa Częstochowa wspominam bardzo dobrze i jestem wdzięczny, że miałem okazję tam pracować. Jednak zrezygnowałem z pracy w Rakowie, żeby spokojnie wrócić do pracy w BCC, ale pojawiły się kolejne telefony. Zdecydowałem się na Zagłębie Lublin, bo całe przygotowanie fizyczne miało być na moich barkach. W Zagłębiu było specyficzne środowisko, z pewnością wymagało to adaptacji. Po 7 miesiącach sztab został zmieniony i w kwietniu tego roku wróciłem do Częstochowy.
Ale już w styczniu dostałem telefon od Piotrka Pietrzaka z Zaksy Kędzierzyn-Koźle, który jest odpowiedzialny za przygotowanie motoryczne. Zaproponował, żebyśmy wspólnie zadbali o przygotowanie fizyczne w reprezentacji Polski siatkarzy. Jak wcześniej mówiłem, przeczuwałem, że kiedyś taka sytuacja przyjdzie. Przyszło szybko, co było dla mnie dużym zaskoczeniem. I stwierdziłem, że wracam do siatkówki, bo jest mi bliższa.
Z kadrą w tym roku zdobyłeś Wicemistrzostwo Świata, jeszcze raz gratulacje! Mimo młodego wieku dużo wydarzyło się na Twojej karierze. Co byś powiedział młodym ludziom – czy warto mieć plan B w życiu?
Przede wszystkim uważam, że uprawianie sportu jest świetną sprawą, nie tylko dlatego, że możesz być kiedyś wybitnym sportowcem, zarabiać dobre pieniądze i mieć fajne życie. Jak i też z punktu widzenia rozwoju – fizycznego, psychologicznego, społecznego. Możliwość bycia z ludźmi i nawiązywania relacji, pozyskiwania kontaktów i budowania kultury osobistej. Dla mnie osobiście ta kultura jest ważna, jako trener staram się zwracać na to uwagę, żeby dbać o to, szczególnie u młodzieży. Tego uczy sport – nie musisz być wybitnym sportowcem, ale dzięki temu możesz być przede wszystkim lepszym człowiekiem.
Jeśli chodzi o zadane pytanie, myślę, że nie da się na nie jednoznacznie odpowiedzieć. Jeśli postawimy wszystko na jedną kartę, to może się okazać, że zostaniemy z niczym i nie będziemy wiedzieć, co z tym życiem zrobić. To kwestia bardzo indywidualna. Ja swój plan B szybko znalazłem, myślę, że jeśli tylko jest taka możliwość, to ten plan B warto mieć.
Chciałbyś przekazać jakąś wskazówkę innym zawodnikom?
Tak, żeby nie ufali bezgranicznie swoim fizjoterapeutom i trenerom przygotowywania fizycznego, tylko żeby zadawali pytania podczas procesu rehabilitacyjnego i treningowego. Warto pytać, po co robimy daną rzecz, dlaczego akurat taka metoda, jaki jest cel. Często ludzie łapią kartkę z planem, wykonują ten plan, ale nie wiedzą, co to jest. A powinni zadawać pytania, bo intencja trenera może być dobra, ale najważniejsze, żeby zawodnik stawał się świadomy tego procesu. Ja zawsze staram się tłumaczyć zawodnikom, jaki jest cel, jak ten proces będzie wyglądał. Tak też działamy w Volleyball Motor Skills. Trzeba pamiętać, że to jest długofalowy proces.
Podsumowanie
Czasem życie samo zmusza nas do zrobienia planu B tak jak w przypadku Bartka. Jego historia pokazuje, że tę podwójną karierę warto prowadzić, choć wciąż jest to kwestia mocno indywidualna. Z pewnością sport daje ogromny kapitał i umiejętności, które można nabyć, uprawiając sport, przydają się w innych obszarach życia, także pracy zawodowej.
Swoją drogą historia Bartka jest przykładem tego, że przeciwności losu można pokonać, choć wymaga to dużej odporności psychicznej, wiary i determinacji. Może kiedyś napiszę więcej o umiejętnościach i zasobach, które właśnie po takich trudnych wydarzeniach pozwalają na „nowe” życie 😉