O ciemnej stronie Igrzysk Olimpijskich, wsparciu sztabu w sytuacjach stresowych oraz roli fizjoterapeuty i znaczeniu regeneracji opowiada Dawid Gadula.
Dawid Gadula – od 4 lat fizjoterapeuta Kadry Polski w short tracku. Spełnił swój cel i marzenia, i znalazł się w sztabie tegorocznych Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Pekinie. Wcześniej pełnił rolę fizjoterapeuty w plusligowym Effectorze Kielce oraz w Młodzieżowej Kadrze Siatkarek SMS Szczyrk. Dawid opowiada o drugiej, ciemnej stronie Igrzysk, którą miał okazję przeżyć podczas wyjazdu. Jak wygląda życie w wiosce olimpijskiej? Jak fizjoterapeuta i sztab mogą wspierać w sytuacjach kryzysowych? Jak napięcia związane ze stresem może zwalczać praca fizjoterapeuty?
Jakie były Twoje oczekiwania przed Igrzyskami?
Oczekiwania w moim przypadku można podzielić na dwie kategorie: pod względem wyników jako team, i pod względem organizacji, ponieważ Igrzyska są wielkim przedsięwzięciem organizacyjnym. Nie było do wyniku oczekiwań, natomiast na pewno były wielkie nadzieje co do medalu. Ten sezon i cztery poprzednim sezonie pokazały, że przywozimy praktycznie z każdego Pucharu Świata medale, więc naturalnie te nadzieje były. Natomiast każdy, kto siedzi w sporcie, zdaje sobie sprawę, że niestety nie jest to takie proste. Pomimo że systematyczność jest zachowana, to nigdy nie można być niczego pewnym. Ale były nadzieje i marzenia, by ten okres czteroletni zwieńczyć medalem. A oczekiwania organizacyjne na pewno miałem większe, niż zweryfikowała to rzeczywistość. Nie wyobrażałem sobie niczego szczegółowo, ale wioska olimpijska i całe Igrzyska, miałem wrażenie, że były stworzone bardziej pod przekaz telewizyjny niż samo życie w tej wielkiej bańce dla ludzi, którzy tam byli, czyli sportowców i sztabu. Sama wioska wyglądała dobrze, to było po prostu jedno wielkie osiedle, ale wyglądało to dość surowo, tak naprawdę nic specjalnego tam nie było, co by wyróżniało rangę tych zawodów.
Nie sposób nie poruszyć tematu Igrzysk w kontekście sytuacji związanej z pandemią. Czas przed Igrzyskami był mocno stresujący i emocjonujący ze względu na testy. Jak u Was, był stres czy jednak maksymalne skupienie na zadaniu i nie zakładanie, że coś może się zdarzyć przed wylotem?
Mówiąc szczerze, było bardzo duże napięcie związane z tymi testami, dlatego że każdy z nas miał osobę w swoim towarzystwie, która miała wynik pozytywny. Dodatkowo na tydzień przed wylotem dostaliśmy maila od osoby z PKOl, że musimy mocno na siebie uważać, bo liczba zachorowań w środowisku sportowym rośnie w niepokojącym tempie. To spowodowało większe napięcie, mimo że byliśmy na to przygotowani. Ta niepewność u każdego była duża. Sam miałem kontakt z osobą, która uzyskała wynik pozytywny na obecność Covid-19. Niemniej cały sezon i kilkadziesiąt testów przyzwyczaiło nas do tego typu sytuacji. Z drugiej strony świadomość tego, że jeden wynik może przekreślić udział w igrzyskach, na pewno nie pomagała.
Powiedziałeś o tym napięciu związanym ze stresem. Czy jako fizjoterapeuta zauważyłeś dodatkowe napięcia w ciele zawodników związane ze stresem?
To temat bardzo złożony i obszerny. Mogę powiedzieć, że tak, to widać i czuję to u zawodników. W tym okresie nie był to tylko stres związany z covidem, ale też z niepewnością, kto zapewni sobie kwalifikacje, bo na tydzień przed jeszcze nie było wiadomo na 100% kto poleci na igrzyska. Kilku sportowców było pewnych, reszta oczekiwała. Dodatkowo dla większości były to pierwsze igrzyska. Przed każdym dużym startem jak Mistrzostwa Europy czy Mistrzostwa Świata, ten stres przejawia się na wiele sposobów i ja oczywiście jestem w stanie to zaobserwować, widząc tę zależność psychosomatyczną. Jeśli chodzi o mnie, to staram się też pracować na tej płaszczyźnie, nie tylko stricte na objawach, ale też tak, żeby obniżyć poziom stresu u sportowców.
Jak w takich stresujących momentach pracujesz zarówno Ty, jak i wszyscy jako sztab? Macie na to jakieś metody i sposoby?
Tak, jeśli chodzi o mnie, to są pewne techniki, które mają na celu obniżenie napięcia układu nerwowego, ale nie będę się w nie zagłębiać, bo to stricte techniki fizjoterapeutyczne. Jestem w stanie, chociaż spróbować obniżyć to napięcie. Nie ma efektów oszałamiających, jednak jeżeli jesteśmy w stanie pomóc w niewielkim stopniu, warto spróbować. Zalecam też ćwiczenia oddechowe, które są rewelacyjne i dobrze się sprawdzają, by wyciszyć układ nerwowy. W sztabie oczywiście mamy często psychologa oraz sami trenerzy doskonale rozumieją, z „czym się je” stres i też wspierają zawodników w trudnych momentach.
Kozetka fizjoterapeuty często jest takim miejscem, gdzie dużo się rozmawia i zawodnicy mogą się wygadać. Rola fizjoterapeuty jest równie ważna co psychologa czy trenera… Masz jakieś sposoby, żeby ich wspierać w takim momencie?
Tak, bardzo często sportowcy mówią o swoich prywatnych troskach i problemach, niektórzy bardziej się z dzielą, a inni w ogóle. Ja specjalistą od psychologii sportu nie jestem, ale staram się ich wysłuchać i racjonalizować pewne problemy, staram się być obiektywny w tych wszystkich zmartwieniach i zwracać uwagę na pozytywne aspekty danej sytuacji. Nawet jeśli to przykre doświadczenia dla zawodników, to staram się znajdować pozytyw. Ale przede wszystkich słucham zawodników i myślę, że to na pewno pomaga.
Czasem to słuchanie to jest tylko i aż. Bo czasem wystarczy, aby ktoś nas wysłuchał…
… a szczególnie że słuchanie w dzisiejszych czasach jest bardzo trudne.
Wasz lot do Pekinu trwał ponad 10h, a jak wiemy, tak dalekie podróże nie sprzyjają regeneracji, a wręcz bardziej obciążają organizm. Co można zrobić, aby łagodniej znieść trudy podróży? Jak Ty dbasz o zawodników w trakcie i po długiej podróży?
Jest parę czynników, przede wszystkim, jeśli jest taka możliwość, to zadbanie o sen, nawodnienie (często bagatelizowana jest ta kwestia), oraz przemieszczanie się po samolocie, wstanie na chwilę. A także samo przygotowanie przed lotem – zaopatrzenie się w opaski kompresyjne, chociaż na tak długie loty różnie jest to rekomendowane. Ale sama dieta jest super ważna, przed i w trakcie lotu. Choć przede wszystkim postawiłbym na nawodnienie i o ile to możliwe na poruszanie się w samolocie.
Znaleźliście się w wiosce olimpijskiej, i jakie było Twoje wrażenie? To też spełnienie Twoich marzeń, o czym pisałeś w swoich mediach społecznościowych.
Samo dojechanie do wioski nie było spełnieniem marzeń, bo czekały na nas testy covidowe. Kilka osób miało wynik pozytywny, w tym lekarz, który był z nami w apartamencie. Sam przyjazd do wioski był ciekawy, bo policja eskortowała nas z lotniska, wyłączali nawet ruch drogowy. Sama wioska była wówczas oświetlona w azjatyckim stylu. Przyjechaliśmy tam wieczorem, więc nic więcej na nas nie czekało, tym bardziej że obowiązywała nas izolacja do momentu otrzymania wyniku. A podczas samego pobytu na lotnisku po wylądowaniu, mieliśmy 10 etapów do przejścia, gdzie były skanowane dane osobowe, robienie wymazu, skanowanie akredytacji… Same te procedury zajęły około 3h. Wioska wydawała się duża, ale duże były głównie budynki, bo samą wioskę można było obejść w około 20 minut.
Miałam okazję obejrzeć Twój filmik, gdzie pokazujesz to olimpijskie życie od kulis. Dopytam, jakie zasady obowiązywały Was w wiosce?
Absolutnie nie mogliśmy wychodzić poza wioskę, byliśmy oddzieleni. Testy były codziennie, większość dobrowolnie miała się testować między 7 a 23, a osoby z close-contact musiały wykonywać test co 12h, tak samo jak osoby „pozytywne”, które musiały robić testy co 12h i otrzymać dwa negatywne wyniki z rzędu, by móc opuścić izolację.
Mówiąc o tym nie trudno przypomnieć sobie historię Natalii Maliszewskiej, o której mówiło całe środowisko sportowe. Ty byłeś najbliżej tego wszystkiego, czy możesz zdradzić coś więcej, jak to wyglądało?
Myślę, że nie mogę powiedzieć wszystkiego, chociażby ze względu na szacunek dla Natalii i tego co przeszła. Ale mogę powiedzieć, że to był gorący temat nie tylko w Polsce, ale na całym świecie. Sam miałem kontakt z osobami m.in. z Australii, Kazachstanu czy Kanady i dla wszystkich było to nie do wyobrażenia. Był to wielki chaos informacyjny dotyczący m.in. procedur. Dla nas wszystkich było to trudne do przyjęcia, że podczas 4 dni izolacji miała różne wyniki testu, a kwintesencją było to, że na 90 min przed startem dostała informację, że nie może wystartować, a 12h później już mogła wyjść i normalnie trenować.
Dla mnie osobiście jest to skandalem, że środowisko chińskie od A do Z odpowiadało za procedury covidowe. „Pan chińczyk” pobierał wymaz, „Pan chińczyk” transportował próbkę do laboratorium i „Pan chińczyk” dawał wynik testu. Więc nie siejąc spekulacji, sami organizatorzy nie pomogli sobie, tworząc taki schemat badań. I żeby były one przejrzyste. W przypadku badań antydopingowych to międzynarodowe delegacje odpowiadają za procedury antydopingowe. Zamieszanie z wynikami dotyczyło nie tylko Natalii, ale też innych sportowców i ludzi ze sztabów, którzy jednego dnia mieli wynik negatywny, a później pozytywny, i tak na zmianę.
Czy wiesz, dlaczego w kwestii testowania covidowego takich procedur nie było? Czy to było do zrobienia, aby także międzynarodowa delegacja czuwała nad tym?
Nie chcę, aby to, co teraz powiem, było odebrane za pewnik, to tylko moje spostrzeżenia i wiedza. Z jakichś powodów MKOl, świadomie lub nie, nie dopilnował tego, by to było przejrzyste i zostawił otwartą furtkę do spekulacji. Bez wątpienia przypadek Natalii był najgłośniejszy, ale takich osób było więcej. W dniu kiedy Natalia była zwalniana z kwarantanny, jeszcze 300 osób było na izolacji, a w dniu wyjazdu jeszcze 9 osób. Czemu tak się wydarzyło? Nie mam pojęcia, mogę tylko zdradzić, że z testami było związane parę skandali, nie wiem, dlaczego do tego doszło.
Powiedziałeś, że to był najtrudniejszy moment dla Natalii, a przecież trzeba pamiętać, że była tam jej siostra i narzeczony. A więc ta sprawa dotyczyła mocno całego zespołu. Jak się trzymaliście razem, by wytrwać w tej sytuacji?
Short track jest dyscypliną indywidualną (poza sztafetą), ale całą tę brudną robotę wykonuje się na treningach całym teamem. Natalia często trenuje z chłopakami. Nie chcę mówić, że wszyscy są ojcami sukcesu, ale jest grupa osób, która dokłada te cegiełki do dobrych wyników. My widzimy po wynikach Natalii, że jest gwiazdą światowego short tracku, ale też każdy indywidualnie zrobił progres przez ostatnie lata. Kwalifikacje na IO zrobiliśmy historyczne, praktycznie na każdym dystansie mieliśmy maksymalną ilość osób. Kadra short tracku była prawie najliczniejsza wśród polskich sportowców. To pokazywało jaką dobrą pracę wykonaliśmy wszyscy, dlatego to był największy dramat Natalii, ale czuliśmy to wszyscy. Przez 4 sezony będąc na każdym zgrupowaniu, dawałem z siebie maksa, a szczególnie ostatni sezon, gdzie w myśl zasady „wszystkie ręce na pokład” działaliśmy, by szlifować formę. Dlatego to wpłynęło na nas wszystkich. Nie chcę wypowiadać się za innych, ale mimo że nie jestem sportowcem, to też bardzo mocno mnie dotknęła wiadomość, że Natalia nie wystartuje na swoim koronnym dystansie. Szczególnie, że to czynniki pozasportowe wykluczyły ją z rywalizacji.
Natalia po kilku dniach wyszła z izolacji i wciąż była w grze, mimo że straciła szansę startu na swoim koronnym dystansie. Co można zrobić, żeby wesprzeć sportowca po takim wydarzeniu, wiedząc, że ma przed sobą jeszcze szanse na medale?
Łyżwiarstwo szybkie na tak krótkim dystansie jest sportem, gdzie często ułamki sekund decydują o końcowym rezultacie, to można zobaczyć na przykładzie Piotrka Michalskiego (narzeczonego Natalii), gdzie sumując jego dwa biegi, to bodajże 0,011s brakło mu do dwóch medali olimpijskich. A mówię o tym, bo w przypadku izolacji i braku treningu, braku możliwości dbania o kondycję psychofizyczną, to jest to bardzo trudne. Jeśli Natalia po takiej sytuacji szarpnęłaby dobry wynik, to zrobiłaby to tylko sercem. I możliwe, że powstałyby o tym dokumenty. Ale sport jest brutalny, szczególnie ten, gdzie kompleksowo trzeba połączyć wiele aspektów przygotowania sportowca. To było widać, że Natalia włożyła w kolejne wyścigi wszystko, ale niestety nie przeskoczy się tego, gdy ponad tydzień jest się zamkniętym, podczas gdy cała konkurencja trenuje. Rozmawiałem z jeszcze jednym naszym reprezentantem, który był w izolacji 7 dni, i pomimo że miał jeszcze 1,5 tygodnia do startu, to i tak nie był w stanie się odbudować. A co dopiero, gdy Natalia miała 2 dni do rywalizacji na 1000 m. Tego się nie da nadrobić. Pomimo tego, że sercem i ambicją bardzo chciała, to poziom światowy jest tak wysoki, że często decydują tysięczne części sekundy. A osiem dni izolacji jest wręcz wyrokiem, jeśli chodzi o wynik sportowy.
Dobrze, że podkreśliłeś specyfikę tej dyscypliny. Są sporty, gdzie wydolność i sprawność fizyczna nie przekłada się aż tak mocno na rywalizację. Tutaj przykład Piotrka Michalskiego i jego tysięczne części sekundy, pokazuje, że pewne rzeczy ciężko przeskoczyć, pomimo serducha, to ciało nie jest gotowe do takiej rywalizacji. Trochę to smutny akcent, bo te Igrzyska dla Was miały gorzki smak. Na początku powiedziałeś o swoich oczekiwaniach, jak teraz możesz podsumować igrzyska z perspektywy czasu?
Z nutką goryczy o sytuacji związanej z Natalią. Większość z nas zaakceptowałaby sytuację, że Natalia była zakażona i musimy uszanować przepisy i regulacje w kraju, to jest normalne. Te nadzieje na medal na pewno były. To była duża lekcja pokory, w sporcie trzeba liczyć się z tym, że są rzeczy, na które wpływu nie mamy. Ja mogę powiedzieć, że spełniłem swoje marzenie, przepracowaliśmy bardzo dobrze 4-letni cykl olimpijski, zrobiliśmy historyczną klasyfikację do IO, zdobyliśmy bodajże 14 medali na Pucharach Świata i Europy. To pokazuje pracę. Cieszy też fakt, że każdy zawodnik bardzo się rozwinął. Ja mogę powiedzieć, że stety–niestety, dla mnie najfajniejszych momentami było rozpoczęcie i zakończenie Igrzysk. Wejście na płytę stadionu i przeżycie tych emocji, to coś fantastycznego. Brakowało do tego sportowej rywalizacji w pełnym zakresie, ale to już było poza naszą kontrolą.
Cieszę się, że udało nam się porozmawiać, bo Twoja opowieść pokazuje, że mimo że IO kojarzą się większości kibicom z wielką imprezą i spełnieniem marzeń, to jest też druga strona medalu. I nie zawsze to jak wydaje nam się, że jest, takie okazuje się w rzeczywistości…
Tak, na pewno sam sport w sobie jest nieobliczalny, i nie tylko historia Natalii jest tego przykładem. W przeszłości jest wielu sportowców, którzy jechali na Igrzyska z wielkimi nadziejami i z różnych powodów odpadali. Sport z każdym rokiem ma coraz wyżej postawioną poprzeczkę i jest coraz bardziej nieprzewidywalny, coraz więcej zmiennych wpływa na końcowy rezultat. Dodatkowo żyjemy w czasach, gdzie dochodzą takie zmienne, na które wpływu się nie ma.
Dziękuję Ci Dawid za rozmowę i cieszę się, że podzieliłeś się z nami swoją perspektywą – zarówno perspektywą fizjoterapeuty olimpijskiego, jak i pokazałeś tę drugą stronę medalu Igrzysk Olimpijskich.
Dzięki bardzo! Po Soczi powstał film dokumentalny „Ikar”, i nie zdziwię się jak po tych Igrzyskach w Pekinie powstanie film dokumentalny, opisujący kulisy tych Igrzysk, bo mógłby poruszyć bardzo ciekawy materiał, także zobaczymy